CZARNOBYL
MEMENTO DLA PODRÓŻNIKA


Biura podróży reklamują najdalsze zakątki, wołając, jak są piękne, kolorowe, pełne komfortu. Mamią magią zachodów słońca i rozkoszami lenistwa w hamaku.

Po cóż więc wariaci wybierają się w miejsce ponure, zrujnowane, opuszczone, pachnące katastrofą i cierpieniem wielu ludzi? Po co wsiadać w samolot, potem w autokar – i pchać się do szarej strefy, z której przed trzydziestu dwu laty kilkadziesiąt tysięcy ludzi uciekło w popłochu?

Niektórzy po prostu fascynują się potęgą katastrofy. Inni szukają czegoś odmiennego, zmęczeni powtarzalnością podróży. Ktoś chce po prostu „zaliczyć” Czarnobyl, by szokować zblazowanych znajomych. Proszę bardzo! Niezależnie jednak od pierwotnego powodu, towarzyszący nam podróżnicy zabierają z sobą co najmniej dwa zaskoczenia.

Pierwszym jest Kijów. Wielka, kolorowa, siedmiomilionowa metropolia, w której jest wciąż dość miejsca na ogromne parki, trawniki, deptaki. Bo Wschód wciąż ma sporo przestrzeni do zagospodarowania. I Plac Niepodległości – z jego kolorowymi fontannami tańczącymi w rytm pięknych pieśni. I ludźmi, którzy wieczorem spowalniają bieg, spacerują, siedzą na trawnikach, rozmawiają przycupnięci na krawędziach fontann, piją drinki, soki, jedzą lody w ogródkach małych barów i restauracji. Widzisz tu wszystkie kolory skóry, wszelkie nacje, a ten tygiel wydaje się absolutnie naturalnym kolorytem miasta.

Drugie zaskoczenie to Zona – Strefa. Oglądasz sarkofag, chroniący nas przed promieniowaniem z bloku czwartego elektrowni. Ale to nic nowego – tysiące jego fotografii można obejrzeć w Internecie. Zaskakuje Cię jednak fakt, że pół kilometra dalej jesz obiad w stołówce pracowniczej, bo bloki jeden i dwa wciąż pracują, produkując prąd! Że w Czarnobylu mieszka garść ludzi!

No i Prypeć. Wędrujesz po sporym mieście. Widzisz szesnastopiętrowe budynki, osiedla, żłobki, przedszkola, szkoły, zakłady pracy, szpitale, sklepy, baseny, biblioteki, domy kultury, place zabaw, hotele, posterunki milicji i siedzibę partii… I ani jednego człowieka! Szyby w oknach, tu i tam resztki mebli w mieszkaniach – i Ty.

A gdy zmierzcha, gdy żegnasz się z widmowym miastem, rzucasz okiem za siebie – i w setkach mieszkań widzisz tylko czarne oczodoły okien. Nikt nie zaświeci tu światła. Już nigdy.
   
Krzysztof Petek

Zdjęcia